Kuba Pacan Kuba Pacan
79
BLOG

Jarek & Bronek

Kuba Pacan Kuba Pacan Polityka Obserwuj notkę 2


A ja mam w głowie taki obrazek. Jarek odwiedza Bronka i jego rodzinę w niedzielę. Po mszy siadają do wspólnego obiadu, po którym panowie przenoszą się do pokoiku na coś mocniejszego. Jarek pyta o zdrowie, rodzinę, ostatnie polowanie. Bronek o mamę, jak się trzyma, itd. Potem wspominają stare dobre czasy opozycji. Słowem sielanka.

W obecnych warunkach to obrazek z dziedziny since fiction, choć z drugiej strony …

Obaj panowie K. są tradycjonalistami i konserwatystami. Z tym, że Komorowski jest bardziej konserwatywny niż pokazuje to na zewnątrz. Kaczyński z kolei, jest bardziej liberalny obyczajowo niż to na co dzień uwidacznia. Co upodabnia ich jeszcze bardziej. Komorowski, internowany w stanie wojennym zdecydowany antykomunista uczący potem w Niepokalanowie historii, ostatecznie odnalazł się pośród liberałów. Kaczyński letni katolik i współpracownik KORu, marzący o chadecji utożsamianej z wiarą „Tygodnika Powszechnego” ląduje w końcu na twardych pozycjach prawicy. Skąd to poplątanie?

Jest początek lat 90. Obaj panowie K. są mniej więcej politycznie „sformatowani” i oszlifowani. Swoje pozycje mają już ugruntowane, tak samo zresztą jak i własne przekonania. Ich opinie, sposób postrzegania świata i wyznawane ideologie wykrystalizowały się wśród setek przegadanych nocy, demonstracji, pałowania, przesłuchań. Ale to początek lat 90. Czas szczególny. Wszystkich będących w centrum wydarzeń porwie zaraz w szaleńczą podróż kapryśna Pani Historia i wyrzuci na różnych politycznych lądach.

Komorowski trafi pod skrzydła Mazowieckiego, który szybko stanie się jego politycznym mistrzem. Komorowski przejmie wiele z wizji Polski Mazowieckiego. Od teraz jego wartościami są: zgoda narodowa, szybkie budowanie nowej Polski min. poprzez radykalne zmiany w gospodarce oraz wprowadzanie nad Wisłą standardów Europejskich. Słowem ucieczka do przodu. Jego radykalizm znacznie łagodnieje. Jeśli mówi o dekomunizacji, to myśli o niej raczej w wymiarze symbolicznym, bez zbytniego rozdrapywania starych ran. Po co tracić energię na kłótnie o przeszłości, skoro trzeba szybko budować i gonić stracony czas. Bronek jest wśród koryfeuszy przemian. Widzi młody, prężnie rozwijający się biznes. W jego otoczeniu politycznym kręci się wielu ludzi sukcesu. Są wykształceni i odważni. Biorą sprawy w swoje ręce i osiągają oszałamiające sukcesy. Wszystko wygląda świetnie.

Jarosław przeciwnie. Po przegranej wojnie na górze, kiedy Wałęsa wzmocnił lewą nogę, radykalizuje się. Widzi jak dawni partyjni kacykowie stają się z dnia na dzień właścicielami sprywatyzowanych firm. Chce dekomunizacji i deubekizacji. Jako redaktor tygodnika „Solidarność” dostaje coraz więcej niepokojących wiadomości z terenu o tysiącach zwalnianych ludzi. Nomenklatura się uwłaszcza. Wszędzie panują stare partyjne układy, które gładko przeszły do nowej Polski. Sytuacja przemysłu i rolnictwa staje się katastrofalna. Wszystko wyprzedaje się za bezcen. Kasandryczna wizja dzikiego kapitalizmu staje się rzeczywistością. Kaczyński jako prawnik interweniuje jak może. Pomaga ludziom, walczy w ich imieniu z układami i niesprawiedliwością, choć w gruncie rzeczy to walka z wiatrakami. Oj nie o taką Polskę walczył on i tysiące robotników. Do Jarka przykleja się coraz więcej autentycznie skrzywdzonych grup. Choć walczyli o wolność, nie są teraz beneficjentami przemian. Są tych przemian ofiarami.

Kiedy Bronisław widzi szybkie przemiany, ekspresowe przestawienie gospodarki z socjalistycznej na kapitalistyczną i tysiące nowych firm, jest już całkiem przekonany, że linia obrana przez Mazowieckiego i Balcerowicza była słuszna a nawet jedyna z możliwych. Jarosław z kolei już wie, że nastąpiła zdrada elit. Liczba przegranych jest tak ogromna, że powstaje oddolny, masowy ruch protestu, który stopniowo ale systematycznie rośnie w siłę, a w 2005 zapewni Jarkowi wyborcze zwycięstwo. W ten oto sposób dwoje opozycjonistów mających podobne poglądy w wyniku doświadczeń nowej Polski poszło w dwóch różnych kierunkach. Jeden kwestionuje dorobek polityczny drugiego. Ścierają się dwie wizje Polski.

Choć na poziomie osobowym obaj Panowie nadal są sobie bliscy, ba w pewnych kwestiach nawet nadają na tych samych falach. To nie tylko ich szacunek dla tradycji, obyczajowy konserwatyzm, ale staroświecki też nieco sposób traktowania polityki. Staroświecki w sensie pozytywnym. I to było widać. Do 2005 r. obaj Panowie się szanowali i spięć Kaczyński vs. Komorowski raczej nie oglądaliśmy. W gruncie rzeczy mentalnie nadal nie są daleko. Wiedzą, że między nimi nie ma przepaści i gdyby trzeba było, to umieli by się dogadać.

Lecz na tym koniec słodkości, gdyż na poziomie politycznym, stoją daleko na przeciwległych brzegach. Gdy środowisko Kaczyńskiego widziało w poczynaniach liberałów, z którymi jest Komorowski zdradę i wyprzedaż Polski, liberałowie cieszyli się z harmonijnie rozwijającego się kraju, który wraca do krwiobiegu gospodarki rynkowej. Kiedy niepodległościowa prawica chciała zatrzymać wyprzedaż Polski używając przy tym retoryki narodowej, liberałowie się wystraszyli, że „prawicowi oszołomy” chcą cały proces modernizacji Polski zatrzymać. Koryfeusze zmian zawiedli się niezrozumieniem mas dla swojego wielkiego projektu cywilizacyjnego. To już wczorajsi komuniści więcej się nauczyli. Budują nową Polskę, zakładają firmy, a prawicowa ekstrema szykuje rebelię. Dlatego celem nadrzędnym będzie teraz powstrzymanie zbuntowanej prawicy, której symbolem jest Kaczyński.

Odtąd Jarek i Bronek, mimo że po ludzku do siebie podobni, będą jak dwie proste równoległe, których linie nigdy się nie przetną, a jeśli już to w bojowym zwarciu. Każdy z nich musi schlebiać własnemu elektoratowi, dla którego osoba Kaczyńskiego lub Komorowskiego to kwintesencja patologii współczesnej Polski. Każdy z nich jest zakładnikiem swoich wyborców i ich wizji rozwoju kraju. Jarosław schlebia więc związkowcom, rolnikom i katolikom tradycyjnym. Bronisław pielęgnuje stosunki z wielkim biznesem, lewicowymi mediami, kościołem łagiewnickim i młodym wyborcą z dużych miast, z którym się średnio w sumie rozumie. Oczywiście nie oni te podziały, dość schematyczne i sztuczne w istocie, wymyślili. Muszą się im jednak poddać bo tego wymaga sytuacja. Więcej, lud domaga się igrzysk, muszą więc uwypuklać różnice i na tak zbudowanych podziałach efektywnie się kąsać.

W innych warunkach, np. w takich USA obaj Panowie byliby pewnie w partii konserwatywnej, która zależnie od nastrojów społecznych, wystawiłaby jednego bądź drugiego do wyborów prezydenckich. Jest jednak inaczej. Wybory A.D. 2010 to obok zwykłych manipulacji marketingu politycznego, śmiertelna walka na symbole i mity. Obok zwykłego wrestlingu, gdzie w szatni zawodnicy normalnie rozmawiają a na ringu biją tak, by za bardzo nie pobić, jest też walka o wszystko. Mimo że sama prezydentura daje tak niewiele. Obserwator z dalekiego kraju ma problem z przekazaniem swoim czytelnikom o co tak naprawdę kłócą się kandydaci. Bez znajomości trudnych dróg III RP czytelnikowi z kraju trzeciego ciężko zrozumieć o co się bije dwóch konserwatystów o podobnych życiorysach z partii, które planowały kiedyś wspólną koalicję. Tym bardziej, że obaj mówią prawie to samo.

Nurtuje mnie bardzo jedno pytanie. Czy kandydatów, kiedy idą już na nocny spoczynek po kolejnym ciężkim dniu kampanii, nachodzi taka refleksja - „co za idiotyzm sytuacji. Normalnie nic do niego nie mam, no może poza kilkoma sprawami. Jesteśmy w sumie podobni, a musimy walczyć jak gladiatorzy”

 

Kuba Pacan
O mnie Kuba Pacan

Od centrum w prawo :)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka